Jeszcze do niedawna produkty bio uchodziły za fanaberię zarezerwowaną dla wąskiego grona „świadomych konsumentów”, gotowych zapłacić więcej za zdrowie i ideologię. Dziś certyfikowane składniki trafiają na półki dyskontów, a „bio” przestaje być niszą i staje się rynkowym standardem. W całej Europie rośnie popyt na surowce organiczne, a producenci i przetwórcy muszą dostosować się do nowych oczekiwań detalistów i odbiorców przemysłowych.
BIO wchodzi do mainstreamu
W 2023 roku wartość rynku bio w Europie przekroczyła 50 miliardów dolarów i nadal rośnie w tempie ponad 10% rocznie. Liderem pozostają Niemcy, ale dynamicznie rozwijają się także Francja, Holandia i kraje nordyckie. Bio zyskuje nie tylko w kanale detalicznym. Sieci takie jak Carrefour czy Biedronka coraz intensywniej rozwijają marki własne oparte na certyfikowanych składnikach. Eko nie jest już dodatkiem marketingowym, to element strategii lojalizacyjnej i narzędzie realizacji polityki ESG.
Certyfikat staje się warunkiem
Zmieniające się oczekiwania zakupowe sieci i przetwórców wywierają realną presję na dostawców. Coraz częściej certyfikat ekologiczny nie jest już przewagą konkurencyjną, a staje się punktem wyjścia do rozmowy.
“Jeszcze kilka lat temu firmy najpierw szukały najtańszego surowca, a dopiero potem dopytywały o certyfikaty. Dziś działa to odwrotnie – bio staje się warunkiem wstępnym, zanim w ogóle ktoś poprosi nas o ofertę. Widzimy to bardzo wyraźnie w zapytaniach z Niemiec, Francji, Holandii, Bułgarii czy Hiszpanii. Jeśli surowiec nie ma pełnej dokumentacji ekologicznej, klient zwyczajnie nie kontynuuje rozmowy, niezależnie od ceny czy jakości” - mówi Marcin Stradowski, Partner w Foodcom S.A.
Oczekiwania te obejmują nie tylko produkty spożywcze, ale także dodatki technologiczne, składniki paszowe i surowce do suplementów. Wymagana jest pełna zgodność z normami lokalnymi i unijnymi, transparentny łańcuch dostaw oraz możliwość udokumentowania pochodzenia każdej partii.
“Jeszcze kilka lat temu firmy najpierw szukały najtańszego surowca, a dopiero potem dopytywały o certyfikaty. Dziś działa to odwrotnie – bio staje się warunkiem wstępnym, zanim w ogóle ktoś poprosi nas o ofertę. Widzimy to bardzo wyraźnie w zapytaniach z Niemiec, Francji, Holandii, Bułgarii czy Hiszpanii. Jeśli surowiec nie ma pełnej dokumentacji ekologicznej, klient zwyczajnie nie kontynuuje rozmowy, niezależnie od ceny czy jakości” - mówi Marcin Stradowski, Partner w Foodcom S.A.
Oczekiwania te obejmują nie tylko produkty spożywcze, ale także dodatki technologiczne, składniki paszowe i surowce do suplementów. Wymagana jest pełna zgodność z normami lokalnymi i unijnymi, transparentny łańcuch dostaw oraz możliwość udokumentowania pochodzenia każdej partii.
Wąskie gardła rynku bio
Wzrost popytu nie oznacza braku barier. Jednym z kluczowych ograniczeń pozostaje niska dostępność certyfikowanych surowców, zwłaszcza w sektorze mleczarskim i dodatków specjalistycznych. W Wielkiej Brytanii liczba certyfikowanych gospodarstw spada, m.in. z powodu kosztów i niestabilności przepisów. Podobne zjawiska obserwuje się także w Europie Środkowej.
Chociaż certyfikat ekologiczny wydany w jednym kraju Unii Europejskiej jest formalnie ważny w całej UE, w praktyce niektórzy importerzy lub sieci handlowe mogą wymagać dodatkowej dokumentacji, np. w zakresie oznaczeń, śledzenia pochodzenia czy zgodności z lokalnymi standardami. To wydłuża proces wprowadzenia produktu na rynek i generuje dodatkowe koszty operacyjne.
W kanale B2B barierą pozostaje również różnica cenowa. O ile konsumenci detaliczni coraz chętniej płacą więcej za bio, o tyle dla odbiorców przemysłowych cena nadal bywa decydująca, szczególnie w dużych wolumenach.
Na to wszystko nakłada się ryzyko greenwashingu. Wzrost popularności eko sprawia, że na rynek trafiają produkty o wątpliwej zgodności z normami. To z kolei wymusza dokładniejszy audyt dokumentacji, również w zakresie śladu środowiskowego.
Chociaż certyfikat ekologiczny wydany w jednym kraju Unii Europejskiej jest formalnie ważny w całej UE, w praktyce niektórzy importerzy lub sieci handlowe mogą wymagać dodatkowej dokumentacji, np. w zakresie oznaczeń, śledzenia pochodzenia czy zgodności z lokalnymi standardami. To wydłuża proces wprowadzenia produktu na rynek i generuje dodatkowe koszty operacyjne.
W kanale B2B barierą pozostaje również różnica cenowa. O ile konsumenci detaliczni coraz chętniej płacą więcej za bio, o tyle dla odbiorców przemysłowych cena nadal bywa decydująca, szczególnie w dużych wolumenach.
Na to wszystko nakłada się ryzyko greenwashingu. Wzrost popularności eko sprawia, że na rynek trafiają produkty o wątpliwej zgodności z normami. To z kolei wymusza dokładniejszy audyt dokumentacji, również w zakresie śladu środowiskowego.
Bio to nie wyróżnik, to warunek gry
Komponenty bio coraz częściej decydują o tym, kto zostanie dopuszczony do rozmów z kluczowymi odbiorcami, szczególnie na rynkach eksportowych. Dla wielu firm to moment strategicznego wyboru: inwestować w zgodność i przejrzystość, czy zostać wykluczonym z rosnącego segmentu.
Dostosowanie się do nowej rzeczywistości oznacza często przebudowę polityki zakupowej, realokację źródeł dostaw i rozwój współpracy z certyfikowanymi producentami. Trend bio przesunął się z poziomu decyzji konsumenckich na poziom decyzji biznesowych i staje się filarem konkurencyjności w sektorze spożywczym.
Dostosowanie się do nowej rzeczywistości oznacza często przebudowę polityki zakupowej, realokację źródeł dostaw i rozwój współpracy z certyfikowanymi producentami. Trend bio przesunął się z poziomu decyzji konsumenckich na poziom decyzji biznesowych i staje się filarem konkurencyjności w sektorze spożywczym.

